Buddyjskie metody radzenia sobie z życiem

Dziś wieczór będziemy mówić o stosowaniu buddyjskich metod w codziennym życiu. Gdy mówimy o buddyjskich metodach czy buddyjskich naukach, to słowo je określające brzmiące w sanskrycie „Dharma”, właściwie oznacza „coś co nas powstrzymuje”. Dharma jest czymś co powstrzymuje nas czy zapobiega naszym cierpieniom i kłopotom.

Cztery Szlachetne Prawdy

Pierwsza rzecz jakiej uczył nas Budda to „cztery szlachetne prawdy”. To znaczy, że mamy do czynienia z czterema faktami istnienia, które każdy wysoce urzeczywistniony człowiek pojmujący rzeczywistość, uzna za prawdziwe. Te cztery to:

  • Prawdziwe problemy przed którymi wszyscy stoimy.
  • Ich prawdziwe przyczyny.
  • Co by się stało, gdyby one naprawdę ustały, tak by nas więcej nie trapiły.
  • Droga rozumienia, działania itd., która spowodowałaby położenie kresu wszystkim naszym problemom.

Nasze prawdziwe problemy

Buddyzm ma wiele do powiedzenia na temat problemów i jak z nimi postępować. Właściwie wszystkie nauki Buddy mają na celu pomaganie nam w przezwyciężaniu kłopotów w życiu. Takie podejście jest bardzo racjonalne i konkretne. Według Buddy wszelkie problemy mają przyczyny. Dlatego musimy bardzo szczerze i głęboko zaglądać w siebie, by zobaczyć jakim kłopotom stawiamy czoła. Dla wielu z nas nie jest to łatwy proces. Tak naprawdę to bardzo bolesne wyszukiwanie, by ujrzeć jakie są te bolesne obszary w twoim życiu. Wiele osób zaprzecza ich istnieniu. Nie są skłonni przyznać, że mają problemy – np. pozostając w niezdrowym związku, a mimo to doświadczają cierpienia. Ale nie możemy tego po prostu pozostawić na poziomie „Jestem nieszczęśliwy”. Potrzebujemy zajrzeć głębiej na czym polega dany problem.

Prawdziwe przyczyny naszych problemów

Dlatego musimy patrzeć w siebie, by odkryć przyczyny naszych problemów. Nie istnieją one same, nie pojawiają się z nikąd. Musi być ich przyczyna i oczywiście jest wiele poziomów czynników jakie działają w sprowadzaniu nie przyjemnej sytuacji. Na przykład, kiedy mamy w związku do czynienia z konfliktem osobowości, mogą temu towarzyszyć inne dodatkowe czynniki np. ekonomiczne – kłopoty finansowe etc., kłopoty z dziećmi lub problemy z innymi krewnymi. Najrozmaitsze okoliczności mogą przyczyniać się do powstania danego problemu. Ale Budda powiedział, że musimy sięgać głębiej i głębiej, i głębiej, by odkryć na czym polega najgłębsza przyczyna naszych problemów – a najgłębszą przyczyną naszych problemów jest wewnętrzne pomieszanie co do rozumienia rzeczywistości.

Doświadczamy cierpienia, doświadczamy bólu i to, oczywiście, wynika z jakiejś przyczyny. Na przykład może działamy w jakiś bardzo zakłócający sposób np. z masą gniewu. Nikt nie jest szczęśliwy jak się gniewa, nieprawdaż? Musimy więc rozpoznać, że w tym przypadku gniew jest przyczyną naszego bycia nieszczęśliwymi i że jakoś musimy się go pozbyć.

Unieszczęśliwiającym nas problemem może też być bezustanne martwienie się. Jest to bardzo nieprzyjemny stan umysłu. Nikt nie jest szczęśliwy, jak się martwi, prawda? Śantidewa, wielki indyjski mistrz buddyjski, powiedział, że jeśli jesteś w trudnej sytuacji, a możesz coś zrobić, by ją zmienić, to nie musisz się martwić. Po prostu zmień ją. Martwienie się nic nie pomoże. A jeżeli nic nie możesz zrobić, by ją zmienić, to po co się martwić? To również nie pomoże. Pozostajemy w wewnętrznym zamęcie co do bezsensowności martwienia się, a jednak dalej się martwimy. Chodzi o to, że z martwienia się nie ma żadnych korzyści.

Następnie mamy do czynienia z innym poziomem problemu polegającego na tym, że nigdy nie jesteśmy zadowoleni. Oczywiście doświadczamy czasem szczęścia, ale niestety nie trwa ono wiecznie, a my zawsze chcemy więcej. To nigdy nas nie satysfakcjonuje. Nie jesteśmy usatysfakcjonowani jak tylko raz jemy nasze ulubione pożywienie, nieprawdaż? Chcemy je jeść raz po raz. Ale jeżeli zjemy za dużo na raz, to szczęśliwość jaką odczuwaliśmy na początku zmienia się w ból żołądka. I dlatego odczuwamy małe wewnętrzne zamieszanie, co do tego rodzaju szczęśliwości. Zamiast radować się z tego czym to jest i zdać sobie sprawę, że nie będzie ono trwać i że nigdy nas nie zadowoli, lgniemy do tego, a gdy tracimy tę szczęśliwość czujemy się bardzo źle.

To jak bycie z drogim przyjacielem lub ukochaną osobą, która raptem nas opuszcza. Oczywiście, zawsze kiedyś nas opuszczą i dlatego powinniśmy cieszyć się ich obecnością póki są z nami. Czasami posługujemy się takim pięknym obrazem. Kiedy ktoś cudowny kogo tak bardzo kochamy pojawia się w naszym życiu, to tak jakby jakiś dziki ptak usiadł na naszym oknie. Kiedy się pojawia na naszym oknie możemy się cieszyć jego pięknym towarzystwem, ale, oczywiście, po jakimś czasie ów ptak odleci, bo jest wolny. A jeśli będziemy bardzo łagodni, to może po jakimś czasie powróci. Ale jak go schwytamy i wsadzimy do klatki, to będzie bardzo nieszczęśliwy i może nawet umrzeć. Podobnie, ludzie pojawiają się w naszym życiu, tak jak ten piękny ptak i najlepsze co możemy zrobić to cieszyć się czasem spędzanym z nimi póki są. Kiedy odchodzą z jakiegokolwiek powodu, na jakkolwiek długo – no cóż, to się zdarza. Jeśli się nie spinamy i nie burzy to naszego spokoju, i nie stawiamy żądań typu: „Nigdy mnie nie opuszczaj. Nie mogę żyć bez Ciebie”, czy czegoś w tym rodzaju – to jest prawdopodobieństwo, że wrócą. Jeśli nie, chwytanie się ich i stawianie im wymagań tylko je odstraszy.

Kiedy mamy wewnętrzny zamęt co do natury naszej zwyczajnej szczęśliwości i przyjemności, to, oczywiście, mamy problemy. Nie potrafimy nawet cieszyć się tymi szczęśliwymi okresami, jakie nam się przytrafiają, ponieważ martwimy się i boimy, że je utracimy. Jesteśmy jak pies przy misce z jedzeniem – pies je pożywienie, ale również się rozgląda i warczy, by się upewnić, że nikt nie przyjdzie i mu go nie zabierze. Czasem tak się zachowujemy, nieprawdaż, zamiast się cieszyć tym co mamy akceptując fakt, że jak się skończy, to się skończy. Ale, oczywiście, to nie jest tak proste jak się o tym mówi – może nawet nie brzmi prosto – ale wymaga to treningu, przyzwyczajenia się do odmiennego widzenia wszystkiego w życiu.

Prawdziwe położenie kresu naszym problemom

Budda oświadczył, że można na zawsze położyć kres naszym problemom, a sposobem jak to uczynić jest pozbycie się ich przyczyn. To bardzo racjonalne, bardzo logiczne podejście. Jak pozbędziemy się paliwa, to ogień zgaśnie. Budda również powiedział, że można pozbyć się tych problemów tak, że nigdy nie wrócą.

Nie chcemy zadowalać się tylko czasową wolnością od tych kłopotów, prawda? To tak jak z udawaniem się na spoczynek – jak śpisz nie masz problemów z trudnym związkiem, ale to nie jest rozwiązanie, bo jak się budzisz, to problem nadal istnieje. To tak jak byś wyjeżdżał gdzieś na wakacje, ale musisz wrócić, a jak wracasz do domu, to problemy czekają na ciebie. Tak więc wakacje nie są najlepszym rozwiązaniem na dłuższą metę.

Również Budda nie głosił, żeby się zamknąć w sobie, zaakceptować swoje problemy i żyć z nimi, ponieważ to chyba nie jest bardzo dobrym rozwiązaniem. A to dlatego, że wówczas czujemy się bardzo bezbronni – nic nie możemy zrobić, poddajemy się i nawet nie próbujemy. To bardzo ważne próbować przezwyciężać swoje problemy. Nawet jeśli nie zrobimy wielkiego postępu, przynajmniej będziemy mieli poczucie, że próbowaliśmy.

Metody położenia kresu naszym problemom

Jeśli naprawdę chcemy położyć kres tym problemom, to pamiętajmy o czwartym czynniku nauczanym przez Buddę, a mianowicie, że musimy podążać za jakąś metodą i musimy osiągnąć jakieś prawidłowe zrozumienie, by móc pozbyć się najgłębszej przyczyny jaką jest wewnętrzny zamęt. Jednak osiąganie dobrego zrozumienia nie wystarczy, jeżeli nie pamiętamy o nim przez cały czas i dlatego musimy rozwinąć koncentrację. Żeby móc rozwinąć koncentrację potrzebną do zapamiętania i bycia skupionym na tym rozumieniu potrzebujemy samodyscypliny. Tak więc ogólne buddyjskie metody jakimi się posługujemy, by zapobiegać powstawaniu problemów, to podążanie jakimś kursem dyscypliny, koncentracji i właściwego rozumienia (czasem nazywa się to „mądrością”).

Oprócz tego jedną z największych powodów naszych problemów jest egoizm. Wiele egoizmu opiera się na wewnętrznym pomieszaniu co do rzeczywistości, bowiem w jakiś sposób uważamy, że jesteśmy jedyną osoba na tym świecie. Nawet jeśli uznajemy, że inni na prawdę istnieją z pewnością jesteśmy najważniejsi na świecie, pępkiem świata. Z powodu tego błędnego poglądu myślimy „Zawsze muszę przeprowadzać swoją wolę. Zawsze muszę mieć, to co chcę”, a jak nie uda nam się przeprowadzić swojej woli, to jesteśmy bardzo nieszczęśliwi.

Jest to bardzo pomieszane widzenie rzeczywistości, ponieważ nie ma w nas niczego specjalnego. Wszyscy jesteśmy tacy sami w tym znaczeniu, że każdy chce być szczęśliwy i nikt nie chce być nieszczęśliwy, każdy chce mieć to co zapragnie i nikt nie chce, by mu się to nie udało. I w jakiś sposób musimy żyć razem, ponieważ żyjemy razem. Dlatego musimy dodać miłość i współczucie, troskę o innych i altruizm do sposobów przezwyciężania problemów lub ich zapobieganiu. Tak jak chcielibyśmy, by inni nam pomagali, tak samo oni by chcieli byśmy my im pomagali.

Postępowanie z przeszkadzającymi emocjami

Oczywiście nie każdy jest bodhisattwą czy świętym, to prawda. Wszyscy doświadczają wewnętrznego zamętu na takim czy innym poziomie. Z tego powodu działamy pod wpływem przeszkadzających emocji. Na przykład jeżeli myślę, że jestem pępkiem świata i jestem tym najważniejszym, to uczucie jakie temu towarzyszy to niepewność, nieprawdaż? Jak jesteś w wewnętrznym zamęcie to czujesz się niepewnie i myślisz „No cóż, powinienem być najważniejszy, ale ludzie nie zawsze mnie tak traktują.” Tak więc jest tam poczucie niepewności.

Jakimi strategiami możemy się posłużyć kiedy czujemy się niepewnie, by pewnie się poczuć? Jedna z nich to „Jak tylko zgromadzę wokół siebie dość rzeczy, to jakoś to sprawi, że będę czuł się pewnie. Gdybym tylko zdobył wystarczająco dużo pieniędzy lub uwagi lub miłości, to jakoś to mnie uszczęśliwi.” Ale potem, jak już widzieliśmy, istotą tego rodzaju szczęśliwości jest, to, że nigdy nie mamy dość, nigdy nie czujemy się usatysfakcjonowani, zawsze chcemy więcej.

Pomyśl o tym. To ma sens. Czy my naprawdę domagamy się by ukochana osoba tylko raz nam powiedziała „Kocham Cię”? Jeśli powie to raz, czy to wystarczy, czy nigdy już nie będzie musiała nam tego więcej powtarzać? To nam nigdy nie daje spokoju. Zawsze chcemy tego słuchać raz po raz, nieprawdaż? I nigdy nie dochodzimy do punktu w którym w którym powiedzielibyśmy „Dobrze, nie musisz mi tego więcej mówić. Wiem to.” Tak więc jak mówimy o byciu chciwym, to nie chodzi tylko o chciwość rzeczy materialnych i pieniędzy. Jesteśmy również chciwi miłości, a większość z nas jest szczególnie chciwa uwagi. Widzimy to u małych dzieci. Tak wygląda jeden z mechanizmów – gdybym zgromadził wystarczająco dużo rzeczy wokół siebie, to bylibyśmy bezpieczni. Ale to nigdy nie działa.

Następny mechanizm to gniew i wstręt „Gdybym tylko mógł odsunąć pewne zagrażające mi rzeczy, to bym czuł się bezpiecznie.” Ale nigdy nie czujemy się bezpiecznie, zawsze coś nam zagraża i zawsze mamy się na baczności, bo ktoś mógłby zrobić coś co nam się nie będzie podobać i wtedy wpadamy w gniew, i kogoś takiego przeganiamy. Czasami to może okazać się bardzo przeciw skuteczne. Myślę np. o związku w którym czujemy, że druga osoba nie udziela nam dość uwagi, dość czasu i wtedy wrzeszczymy na nią. Wpadamy w gniew i krzyczymy „Powinnaś mi poświęcać więcej uwagi! Powinnaś spędzać ze mną więcej czasu!” itd. I jaki jest tego rezultat? Zazwyczaj taka osoba oddala się jeszcze bardziej. Albo robi nam wielką łaskę i jest z nami przez jakiś czas, ale czujemy, że nie jest jej z tym dobrze. Jakże moglibyśmy sobie wyobrażać, że gniewanie się na kogoś sprawi, że ta osoba będzie bardziej nas lubiła? To naprawdę absurdalne, nieprawdaż? Wiele z tych mechanizmów jakimi się posługujemy z nadzieją, że będziemy czuć się bardziej bezpiecznie właściwie wszystko pogarsza.

Inny mechanizm jakiego używamy, to budowanie ścian. Opiera się to na naiwności, na myśleniu, że jeśli nie będziemy się tym problemem zajmować, to albo go nie będzie, albo sam zniknie. „Nie chcę o tym słyszeć” – to tego rodzaju postawa i budujesz ścianę. Ale taki stan naiwności oczywiście nie działa. Problem nie zniknie tylko dla tego, że go ignorujemy, albo nie przyznamy, że istnieje.

Tak więc z powodu tych przeszkadzających emocji działamy destruktywnie na najrozmaitsze sposoby. Wrzeszczymy. Możemy nawet kogoś uderzyć. Jeśli czujesz „Ja, nieboraczek, nic nie mam”, możesz zacząć kraść myśląc, że to ci pomoże. Albo jak pomyślę np. o Indiach gdzie żyłem przez wiele, wiele lat. Jest to kraj owadów – jest tam masa, masa, masa owadów wszystkich możliwych do wyobrażenia rodzajów. I nie można ich wszystkich wybić, w żaden sposób nie dasz rady. Jedyne wyjście to nauczyć się nimi żyć. Jak ci się nie podoba, że te rozmaite owady są w jednym pokoju, to śpisz pod moskitierą – masz ją wokół siebie i jest to obszar chroniony. I to jest pokojowe rozwiązanie, zamiast ruszać na safari i polować na te wszystkie komary w pokoju. Nie śpisz przez całą noc, bo ciągle pojawiają się nowe do zabijania. Zawsze jest szczelina pod drzwiami, albo okna nie zamykają się szczelnie i zawsze ich przybywa. I ten impuls destrukcyjnego reagowania pojawia się odruchowo „Muszę się ich pozbyć!”

Jest wiele form destrukcyjnych zachowań. Kłamanie, posługiwanie się ostrym językiem, uwodzicielstwo, gwałt – to wszystko się dzieje. A kiedy działamy destrukcyjnie, to zasadniczo powoduje to nieszczęście – nie tylko unieszczęśliwia innych, ale szczególnie nas samych. Jak wiemy buddyzm wypowiada się bardzo mocno przeciw zabijaniu, prawda? Chodzi tu o to, że jeśli wpadniesz w nałóg zabijania czegokolwiek co ci się nie podoba, jak np. komarów, to będzie to Twój pierwszy automatyczny odzew, nieprawdaż? A nie dotyczy to tylko zabijania. Jak pojawi się coś czego nie lubimy, to atakujemy to bardzo gwałtownie, czy to werbalnie, czy fizycznie lub emocjonalnie, zamiast nauczyć się postępować z tym ze spokojem.

Oczywiście, czasami musisz zabić. Na przykład mogą to być pożerające plony owady, lub też owady czymś zarażone itp. W buddyzmie nie chodzi o to, by być fanatykiem. Ale nie powinno się też być kimś naiwnym. Próbuj to zrobić bez gniewu i nienawiści „Nienawidzę tych malarycznych komarów!” Ale nie powinniśmy być naiwni co do negatywnych konsekwencji zarażenia. Podam prosty przykład: jeśli rozpylimy środki owadobójcze wszędzie na warzywach i owocach, to jedząc je możemy zachorować. Tak więc są tego negatywne skutki uboczne. Chodzi o to, wracając do naszego miejsca startu, że naszymi metodami są: dyscyplina, koncentracja i właściwe rozumienie, któremu towarzyszą miłość i współczucie.

Etyczna samodyscyplina

Jak stosujemy te środki zapobiegawcze, by unikać problemów w życiu? Pierwszym poziomem, pierwszą rzeczą jaka robimy, to stosowanie etycznej samodyscypliny polegającej na unikaniu destrukcyjnego zachowania. Działanie destrukcyjne to działanie pod wpływem tych przeszkadzających emocji – gniewu, chciwości, przywiązania, zazdrości, naiwności, arogancji itp. To znaczy, ze jak czujemy, że chcemy działać destrukcyjnie, to podejmujemy bardzo jasną decyzję „Nie, nie chcę działać w ten sposób.”

Kiedy czuję, że chciałbym na ciebie wrzasnąć za jakiś popełniony przez ciebie błąd wiem, że wrzeszczenie tylko pogorszy sytuację. Może muszę cię poprawić albo zająć się tym błędem, ale krzyczenie może tylko pogorszyć sytuację, prawda? Szczególnie przezywanie i przeklinanie ciebie z pewnością jej nie poprawi. Tak więc etyczna samodyscyplina polega na tym, by zauważać jak najprędzej, że zaraz możemy zadziałać impulsywnie i destrukcyjnie. Pojawia się impuls, by tak działać i zauważamy „To absolutnie nie będzie pomocne,” i powstrzymujemy się od ulegania temu impulsowi.

Nie mówimy tu o tym, by nosić gniew w sobie, żeby nas zżerał, a ty tłumisz go i tłumisz póki nie wybuchniesz. To nie taka metoda. A jeśli nie potrafiliśmy z tym postępować i gniew tylko narasta w środku, no cóż, nie wylewaj go na drugiego. A bicie pięścią w ścianę, tylko zrani ci dłoń, więc to głupota. Tak więc uwalniasz ten gniew w jakiś inny sposób, nieprawdaż?

Walisz pięścią w poduszkę.

Walisz pięścią w poduszkę, albo myjesz podłogi w mieszkaniu – to taki sposób „matczynej mądrości” postępowania z gniewem i frustracją, oddanie się wymagającej wysiłku pracy domowej. Można też przebiec długi dystans, albo solidnie poćwiczyć w siłowni, by pomóc sobie rozładować ten gniew zrodzony z frustracji.

Uważność i koncentracja

W miarę jak się przyzwyczajamy do tego rodzaju zachowania i hamujemy się przed destrukcyjnym działaniem, gdy mamy na nie ochotę, to posługujemy się przy tym tzw. „rozróżniającą świadomością (shes-rab).” Czynimy rozróżnienie między tym co jest pomocne, a tym co jest szkodliwe i opierając się na tym możemy pozostawać spokojni i nie tylko tłumić w sobie gniew. To co najważniejszego tu kultywujemy zazwyczaj tłumaczy się jako „uważność (dran-pa).” tzn. „pamiętać”. To jest jak umysłowy klej trzymający nas przy dyscyplinie – co chcę zrobić, jaki chcę być w życiu, jak chcę w tym życiu działać, by trzymać się tego i nie zapominać o tym. Tym jest uważność. Jest to to samo co „aktywne pamiętanie”.

Tak więc próbujemy być bardziej obudzeni. Samo słowo „Budda” właściwie znaczy „ktoś kto jest całkowicie przebudzony”. Próbujemy się budzić ku temu jakie emocje odczuwamy, jakie impulsy pojawiają się w naszych umysłach, by działać tak, albo inaczej i staramy się nie być niewolnikami popędów i zdajemy sobie sprawę, że w miarę rozumienia możemy wybierać takie działanie lub inne. Jeśli jestem w złym nastroju, nastrój może się zmienić, sam mogę coś zrobić, by to zmienić.

Czasami zmiana złego nastroju jest dość prosta. Jedną z najprostszych metod jest „kładzenie rozdrażnionego dzieciaka do łóżka.” Czujemy się jak dziecko, które za długo jest na nogach i ryczy „Aaaaaaaaa!” przez cały czas itp. Często jesteśmy tacy, jak dopada nas zły nastrój. Tak więc połóż się, zdrzemnij, zaśnij. Jak się obudzimy zazwyczaj jest o wiele lepiej.

Albo jak z kimś się sprzeczasz i staje się to bardzo intensywne, to wiesz, że w tej sytuacji ta druga osoba już cię nie słucha i że ty jej też nie słuchasz. Lepiej jest zakończyć konwersację mówiąc „Wrócimy do tego później, jak się oboje uspokoimy” i pójść się na spacer lub zrobić coś podobnego, by się uspokoić.

To są bardzo proste metody. Buddyzm uczy o wiele głębiej działających metod niż te, ale te są dobre na początek. Musimy zacząć od stosowania metod, które potrafimy użyć. Ale ważną rzeczą jest sama zasada, a chodzi w niej o to, by patrzeć i szukać tego co jest korzeniem problemu i zrobić coś co go przezwycięży. Nie bądź tylko ofiarą problemu. W pewnym sensie zacznij kontrolować, to co dzieje się w twoim życiu.

Jeśli potrafimy rozwinąć uważność, by trzymać się rozumienia tego co jest pomocne, a co jest szkodliwe w naszym zachowaniu; jeśli potrafimy zwracać uwagę na to co się dzieje i pamiętać, jak chcemy działać, a następnie poprawiać nasze zachowanie, gdy nie działamy tak jak sobie tego życzymy, to jeśli umiemy tak wpływać na działania ciała, na to jak mówimy, uda nam się rozwinąć siłę dzięki której będziemy mogli tak postępować z umysłem, z naszymi myślami.

Tak więc jak przytrafia nam się taki łańcuszek myśli „O ja nieboraczek, nikt mnie nie kocha,” etc. mówimy sobie „Daj spokój. Po co wpadać w taki kanał litowania się nad sobą i udręki. To mnie tylko unieszczęśliwi.” i kierujemy naszą uwagę na coś bardziej pozytywnego. Jest o wiele więcej pozytywnych rzeczy, które możemy robić ciałem i umysłem niż tylko siedzieć i się martwić. Jest o wiele więcej pozytywnych rzeczy o których możemy myśleć, zamiast rozmyślać, jak wszystko jest okropne, gdy się martwimy. To co próbujemy tu rozwinąć to koncentracja, po to byśmy mogli przywodzić uwagę z powrotem jak błądzi.

Na przykład, gdy z kimś rozmawiamy i umysł zaczyna błądzić, nie muszą to być zmartwienia, to może być np. „A o czym oni gadają?” lub „Co mam na kolację?”, może to być cokolwiek i przestajemy słuchać drugiej osoby lub komentujemy mentalnie „To co właśnie powiedzieli jest głupie”. Możemy jednak ściągnąć z powrotem uwagę i skupiać się tylko na rozmówcy.

To bardzo praktyczne zastosowanie koncentracji, ale wymaga dyscypliny, a rozwijamy tę dyscyplinę począwszy od ciała i mowy. Kiedy rozwiniesz tę umiejętność ściągania z powrotem uwagi i poprawiania wszelkich jej odchyleń, to możesz ją stosować w najrozmaitszych sytuacjach. Jest to naprawdę, naprawdę bardzo pomocne. Na przykład zaczynasz być uważny, jeśli chodzi o postawę ciała. Gdy ramiona są napięte i uniesione, a szyja jest również spięta, to jeśli jesteś uważny i to zauważasz, opuszczasz ramiona i je rozluźniasz. To jest tylko kwestia zwracania uwagi, pamiętania i zrobienia czegoś z tym. Albo kiedy zaczniesz się bardzo ekscytować, a będzie to całkowicie nie stosowne w danej sytuacji i będziesz zwracać się coraz to głośniej, i coraz bardziej agresywnie do kogoś, to zauważasz to i po prostu zmieniasz. Po prostu się uspokajasz, podobnie jak przy opuszczaniu ramion, ale robisz to na poziomie energetycznym, na poziomie emocji.

To jest cała tajemnica stosowania tych metod Dharmy w codziennym życiu. Wystarczy byś je pamiętał i miał dość dyscypliny, by móc je zastosować i zrobił to. I nie robisz tego, by być grzecznym, czy żeby sprawić przyjemność swemu nauczycielowi, czy coś w tym rodzaju. Robisz to, bo chcesz uniknąć problemów/kłopotów, ponieważ wiesz, że jeśli nic z tym nie zrobisz, to będziesz czuć się podle, a to nie jest fajne, prawda? Tak więc musimy stosować naszą samodyscyplinę do obszarów umysłu przy pomocy koncentracji, nawet jak zajmujemy się uczuciami. Postępowanie z uczuciami jest, oczywiście, czymś o wiele bardziej delikatnym i trudnym. Ale, jak już powiedziałem, jeśli za bardzo się ekscytujesz – możesz się uspokoić.

Właściwe rozumienie

Gdy raz stworzysz narzędzie koncentracji, przynajmniej w jakimś stopniu, to wtedy będziesz chciał utrzymywać koncentrację na właściwym rozumieniu tego co się dzieje. Jesteśmy w rozmaity sposób wewnętrznie pomieszani co do rzeczywistości, co do tego jak istniejemy, jak istnieją inni, jak istnieje świat i z powodu tego zamętu rzutujemy najrozmaitszego rodzaju nierzeczywiste projekcje, prawda? Możemy np. roić „Jestem do niczego. Jestem przegrany.” albo „Jestem najfantastyczniejszy na świecie.” Możemy fantazjować „Biedaczek ze mnie. Nikt mnie nie kocha.” Ale gdybyśmy tak naprawdę przeanalizowali wszystkich ludzi w swoim życiu, to by znaczyło, że moja matka nigdy mnie nie kochała, mój pies nigdy mnie nie kochał – nikt mnie nigdy nie kochał. Trudno o taki przypadek.

Tak więc projektujemy te fantazje i wierzymy, że są prawdziwe, to coś okropnego. Uważamy, że możemy się spóźnić z wizytą, albo nie pojawić się i że to nie szkodzi, a potem mówimy „Ty nie masz żadnych uczuć!”, nieprawdaż? I wtedy okazujemy całkowity brak szacunku dla innych, a przecież wszyscy mamy uczucia. Nikt nie chce być ignorowany. Nikt tego nie lubi, jak jest umówiony, a druga osoba nie dzwoni, albo przychodzi spóźniona. Nikt tego nie lubi. Tak więc to czego potrzebujemy, to posłużyć się naszą koncentracją, by przeciąć te wszystkie fantazje i przestać roić np. o tym, że nasze pozbawione szacunku zachowanie nikogo nie rani, bowiem najgłębszą przyczyną naszych problemów jest przekonanie „Ja jestem centrum świata. Wszystko powinno być tak, jak ja chcę. Ja jestem tym najważniejszym.” To oczywiście jest rzutowaniem fantazji. Nikt nie jest najważniejszy. Ale jeśli wierzymy w nasze urojenie, to jesteśmy egoistyczni. Tak więc, jeśli chcemy przezwyciężyć nasz egoizm musimy zdekonstruować tę fantazję i przestać ją rzutować. Nawet jeśli tak się czujemy jakbyśmy byli centrum świata, jakbyśmy byli jedyną istniejącą istotą (ponieważ jak zamknę oczy, to jest ten głos w mojej głowie i nikogo innego nie widzę, stąd wydaje mi się, że jestem jedynym istniejącym), musimy pamiętać, że to jest złudzeniem i nie starać w to uwierzyć „To nie jest tak, tylko mi się tak wydaje.”

Jak oświadczył Budda, trwanie przez cały czas przy takim rozumieniu to prawdziwa ścieżka do osiągnięcia rzeczywistego kresu naszych problemów. Gdybyśmy przez cały czas mieli takie właściwe rozumienie, to nie bylibyśmy w wewnętrznym zamęcie. A gdybyśmy nie odczuwali żadnych przeszkadzających emocji, to nie działalibyśmy w destrukcyjny sposób. A gdybyśmy nie działali w destrukcyjny sposób, to nie powodowalibyśmy tych wszystkich problemów sobie i innym. To jest podstawowa buddyjska metoda postępowania z trudnościami w życiu.

Jeżeli chcemy być w szczęśliwszych związkach, to musimy uznać, że:

  • Ja jestem ludzką istotą. Ty jesteś ludzką istotą. Wszyscy mamy te same uczucia etc.
  • Wszyscy mamy mocne punkty. Wszyscy mamy słabe punkty. Ja je mam i ty też.
  • Nikt nie jest Czarującym Księciem czy Księżniczką na białym koniu.

Czy w swoich narracjach masz taki wizerunek? Zawsze szukamy doskonałego partnera, takiego na białym koniu, ale to bajka. Coś takiego nie istnieje, ale my to rzutujemy. Ponieważ wierzymy w tę bajkę, myślimy, że ten czy ta oto będzie księciem czy księżniczką, a kiedy takimi się nie okazują, gniewamy się na nich, a czasem nawet odrzucamy. A potem rzutujemy to wyobrażenie na następnego kandydata na partnera jakiego spotykamy. Ale nigdy nie udaje nam się znaleźć takiego księcia czy księżniczkę, bo ktoś taki nie istnieje.

Tak więc jeśli chcemy być w zdrowych związkach, to musimy zaakceptować rzeczywistość. A rzeczywistość jest taka, że każdy ma mocne punkty, każdy ma słabe punkty i musimy się nauczyć żyć razem, i nikt nie jest centrum wszechświata. I następnie mamy te ogólne nauki jakie znaleźć można w każdej religii czy humanistycznej filozofii, żeby być uprzejmym, troskliwym, miłującym, cierpliwym, hojnym, wybaczającym itd. Każda religia i każda humanistyczna filozofia uczy tego samego i podobnie uczy buddyzm.

Takie same zasady stosuj w swoich relacjach w pracy. Jeżeli jesteś uprzejmy dla ludzi z którymi pracujesz w biurze (albo jeśli to ty zatrudniasz ludzi i jesteś dla nich uprzejmy), to cały biznes idzie gładko. A jeżeli pracujesz w sklepie i jesteś uprzejmy, i miły dla klientów, to cała atmosfera jest o wiele przyjemniejsza, nieprawdaż? A jeżeli ktoś jest uczciwy w swoim postępowaniu – nie oszukuje innych itp. – to, znów, wszystko toczy się o wiele lepiej. To nie oznacza, że nie próbujemy osiągnąć zysku i zarobić na życie, ale chodzi o to, że nie ulegamy chciwości.

A kiedy inni nas oszukują – ponieważ nie każdy działa w taki sposób – no cóż, czego się można spodziewać? Ale z buddyjskiego punktu widzenia nie możemy powiedzieć, że to są źli ludzie, powiedzielibyśmy tylko, że są w wewnętrznym pomieszaniu. Nie rozumieją, że działając w taki sposób będą przysparzać sobie tylko coraz to więcej i więcej problemów, nikt ich nie będzie lubił. Dlatego powinni być raczej obiektem współczucia niż nienawiści. Jeśli będziemy ich widzieć jako obiekt współczucia i będziemy mieć dla nich cierpliwość, to nie będziemy cierpieć emocjonalnie kiedy nas będą oszukiwać, a następnie będziemy bardziej ostrożni wobec kolejnych, tak byśmy nie byli znów oszukani. Ale czego oczekujecie od ludzi? Wielu ludzi jest takich. Taka jest rzeczywistość. Naszą projekcją jest, że wszyscy są uczciwi. Wszyscy nie są uczciwi! Byłoby miło gdyby wszyscy byli uczciwi, ale nie wszyscy tacy są. Tak więc przynajmniej my powinniśmy starać się być uczciwi.

Czy nie-buddyści mogą posługiwać się tymi metodami?

Czy musimy kroczyć formalną buddyjska duchową ścieżką medytacji i rytuałów itp., by móc stosować te metody? Nie koniecznie. Jego Świątobliwość Dalajlama zawsze mówi o laickiej etyce i wartościach humanistycznych – o byciu uprzejmym, bardziej uważnym, nie byciu naiwnym, nie byciu fantastą itp. To są wytyczne, których każdy może przestrzegać.

A kiedy mówimy o medytacji, to mówimy o metodzie poznania takiego rodzaju myślenia przez siadanie w medytacji i próbowanie myślenia w dany sposób, a kiedy uwaga błądzi przywodzenia jej z powrotem. Można to robić jak skupiasz się na Buddzie lub na oddechu, ale możesz to robić jak czytasz książkę, jak gotujesz czy robisz cokolwiek. Kiedy gotujesz skupiaj się tylko na gotowaniu, a kiedy umysł pozwala sobie na dryfowanie w jakieś szalone myśli, to go ściągasz z powrotem do gotowania. To nie musi być formalna buddyjska praktyka medytacyjna. Jest wiele, wiele sposobów zaznajamiania się z tymi bardziej dobroczynnymi sposobami, myślenia, działania itd. bez angażowania się w jakikolwiek buddyjski rytuał czy formalny buddyjski kontekst.

W taki właśnie sposób stosujemy Dharmę – środki zapobiegawcze – by nam pomagały unikać problemów. Jakie macie pytania?

Wideo: Mingyur Rinpocze — „Medytacja do codziennego życia”
Aby włączyć napisy, proszę kliknąć na ikonę „Napisy” w prawym dolnym rogu ekranu. Aby zmienić język napisów, proszę kliknąć na ikonę „Ustawienia”, następnie kliknąć „Napisy” i wybrać preferowany przez siebie język.

Pytania i odpowiedzi

Uświadamianie sobie tego co dzieje się wewnątrz i na zewnątrz

Czy musimy być przez cały czas skoncentrowani, żeby uniknąć problemów?

W pewnym sensie tak, ale to nie wszystko. Można być na przykład bardzo skoncentrowanym jak się na kogoś krzyczy i jak się kogoś bije. Musimy być też obudzeni w znaczeniu uprzytamniania sobie wszystkiego co dzieje się wewnątrz – naszych myśli, naszych uczuć itp. a jednocześnie zdawać sobie sprawę z tego co dzieje się wokół nas z innymi ludźmi. Kiedy ktoś wraca do domu – członek naszej rodziny lub ukochana osoba – może być bardzo, bardzo zmęczona. Trzeba tu być czujnym. To nie jest czas na rozpoczynanie z tą osoąa wielkiej dyskusji o czymś ważnym – ona jest zmęczona. Tak więc zawsze trzeba być czujnym, otwartym i zdawać sobie sprawę co się dzieje wokół nas. W jakiej sytuacji są inni, a nie tylko my.

Tak więc nie wpadamy w jedną skrajność bycia jedynie świadomymi siebie i nie zwracania uwagi na innych, ani w drugą – zwracania jedynie uwagi na innych i zapominaniu o sobie. Tej skrajności również należy unikać. Jest wielu ludzi cierpiących na syndrom niemożności powiedzenia „nie” i dlatego zawsze robią coś dla innych, dla rodziny czy kogokolwiek i tak ich to wyczerpuje, że się załamują albo żywią urazę. Ważne jest również zwracanie uwagi na to jak się czujemy i dbania o własne potrzeby. Jak musimy odpocząć, to odpoczywamy. Gdy potrzebujemy powiedzieć „Nie, przykro mi, nie mogę tego zrobić. To za dużo, nie jestem w stanie” to mów „Nie”. Najlepiej kiedy mówimy „nie” jest dać proszącym jakąś alternatywę, jeśli to możliwe. Można zasugerować „Może ten i ten wam pomoże.”

Mówiąc krótko, bądź obudzony i uprzytamniaj sobie wszystko co się dzieje, na zewnątrz i wewnątrz, a potem posłuż się właściwym rozumieniem, miłością i współczuciem.

Postępowanie z gniewem

Mówiłeś o myciu podłóg jako o metodzie postępowania z gniewem lub z innymi destrukcyjnymi emocjami, ale wspomniałeś, że buddyzm ma o wiele głębsze metody. Czy mógłbyś chociaż nas naprowadzić gdzie ich szukać?

Czy chodzi o to, że jak mówiłem o pewnych bardzo powierzchownych, chwilowych metodach postępowania z gniewem, jak np., gdy mamy w sobie wiele nagromadzonego gniewu, to ciężka praca fizyczna może pomóc, jak mycie wszystkich podłóg i wtedy zasugerowałem, że są głębsze metody, i stąd prośba o wskazanie takich, które zajmują się gniewem?

No cóż, idąc nieco głębiej, jednym z poziomów na którym możemy pracować z gniewem kiedy się na kogoś gniewamy, to rozwijanie cierpliwości. Jak możemy rozwinąć cierpliwość? Jest wiele, wiele metod, ale jedna z nich jest zwana „cierpliwość z celem”: „Gdybym nie ustawił celu nikt by go nie trafiał”. Na przykład proszę cię byś coś zrobił dla mnie, a ty to robisz niewłaściwie. Moją tendencją wtedy jest gniewać się na ciebie. A jeśli w ogóle nie spróbowałeś zrobić tego o co cię prosiłem? Czyja wtedy to wina? Jest to właściwie moja wina, bowiem byłem zbyt leniwy, by zrobić to samemu i poprosiłem ciebie. Czegóż więc oczekiwałem? Kiedy prosisz kogoś, by coś zrobił, czego oczekujesz? Powiedzmy, że prosisz dwulatka o przyniesienie ci filiżanki herbaty, a on ja wylewa niosąc. Wiadomo było, że wyleje. Tak samo, czego oczekujemy, gdy prosimy, by ktoś coś dla nas zrobił?

Zdałem sobie sprawę, że to moje lenistwo było przyczyną kłopotu. I nie gniewasz się wtedy na tę drugą osobę. I jestem świadom, że jak proszę ciebie, byś coś dla mnie zrobił, to dlatego, że jestem zbyt leniwy bym to zrobił sam. Albo zbyt leniwy, albo nie mam czasu na to, wszystko jedno dlaczego. Ale chodzi o to, że jak proszę kogoś innego, żeby to zrobił, to nie powinienem oczekiwać, że zrobi to perfekcyjnie, albo tak jak ja bym to zrobił, co mnie też nie musi się udać. Również robię błędy. A jeśli zrobię to sam i popełnię błąd, to nie ma powodu, by się na siebie gniewać. „Nie jestem doskonały – nikt nie jest doskonały i oczywiście popełniam błędy.” Po prostu akceptujesz rzeczywistość. „Jestem człowiekiem, ludzie popełniają błędy, popełniłem błąd.” A jeśli mogę to poprawić, to poprawiam. Nie gniewam się na siebie. Nie ma sensu gniewać się na siebie. Wystarczy poprawić, jeśli mogę. Jeśli nie mogę, trudno, zostawiam to i staram się nie popełniać tego błędu w przyszłości.

O wiele głębszym poziomie pracy z gniewem jest zrozumienie swojej rzeczywistości. Teraz mówię na bardzo prostym poziomie, ale nawet na nim jest to pomocne. „Nie jestem centrum świata, czemu zawsze ma być tak jak ja chcę? Czemu? Co jest we mnie coś tak specjalnego, że zawsze ma być tak jak ja chcę, a nie jak chce ktoś inny?” Mając takie myśli zaczynasz dekonstruować tę solidną wizję „siebie” jako najważniejszej rzeczy we wszechświecie. To solidne „ja”. A następnie można je dekonstruować bardziej i bardziej. Gdy masz taką wizję „siebie” jako takiej tu solidnej rzeczy i że zawsze musi być tak jak ja chcę, to oczywiście gniewasz się kiedy nie dzieje się tak jak ty chcesz, prawda?

Buddyzm ma wiele do powiedzenia na temat tego jak istniejemy i jak wszyscy istnieją. My istniejemy, ale nie na te niemożliwe sposoby, na jakie sobie wyobrażamy, np. że jesteśmy jakimś małym „ja” siedzącym w głowie i gadającym, i że to jest autor głosu w głowie. Wydaje się jakby w środku było takie małe „ja” gadające i narzekające: „Och, co mam teraz zrobić/ Zrobię to,”, a następnie wykonujesz jakiś ruch ciałem jakbyś był maszyną. Ale to złudzenie. Nie sposób jest w sobie znaleźć jakiegoś małego „ja”, nieprawdaż? Tym niemniej istnieję – mówię, robię rozmaite rzeczy. Tak więc musimy pozbyć się naszej wiary w te projekcje, bo one łudzą nas, że odpowiadają rzeczywistości. Tak się wydaje. Ten głosik rozbrzmiewa, więc w środku musi być ktoś kto gada.

Tak więc buddyzm ma masę do zaoferowania w całym tym obszarze, który nazwalibyśmy „psychologią’.

Praca z ciałem

Mam dwa pytania. Pierwsze takie: Może mógłbyś nam powiedzieć coś więcej o pracy z ciałem. Wspominałeś, że powinniśmy relaksować ciało, ale może musimy robić więcej. A drugie pytanie: Jakie jest źródło tych wszystkich projekcji? Na przykład ta osoba gadająca w głowie – czemu się pojawia?

Jest, oczywiście, wiele dyscyplin jakie można uprawiać dla fizycznego zdrowia. Na przykład w obrębie tradycji tybetańskiej jest medycyna buddyjska, która się bardzo zajmuje równoważeniem energii w ciele. Na naszą energię i zdrowie wpływają dieta i zachowanie, np. takie zachowanie jak jest zimno, że wychodzimy nie dość ciepło ubrani i możemy zachorować. Mówimy o tego rodzaju zachowaniu. Albo przepracowanie – od tego też można chorować.

Staramy się również być świadomi stanu ciała. Im bardziej wewnętrznie cichniemy, tym bardziej jesteśmy czujni nie tylko na stan umysłu, ale również na stan energii w ciele. Gdy zauważasz, że twoja energia staje się bardzo nerwowa, np. możesz wyczuć, ze twój puls bardzo przyspiesza – to jest wiele podstawowych rzeczy jakie możesz zrobić, np. zmienić dietę. Możesz przestać pić kawę i mocne herbaty, i zacząć jeść cięższe rzeczy, które przydadzą ciężaru energii, takie jak tłuste sery, czy coś podobnego. I trzymaj się ciepło, nie stój na wietrze, czy tam gdzie są przeciągi. I nie bądź blisko tych wysokoobrotowych maszyn, które wydają taki dźwięk: „Bzzzzrrrr”. To zakłóci twoją energię jeszcze bardziej. Staraj się być w spokojnym otoczeniu. Tyle o tym poziomie praktyki.

Tradycja tybetańska nie kładzie nacisku na ćwiczenia cielesne tak samo jak chińskie czy japońskie sztuki walki. Tym niemniej pewne ich rodzaje takie jak: tai-chi czy chi-kung mogą być bardzo pomocne. To są również metody rozwoju koncentracji przez zwracanie uwagi na ruchy ciała. Ćwiczenia fizyczne robione przez Tybetańczyków są bardziej subtelne i związane są z pracą z rozmaitymi systemami energii w inny sposób niż w sztukach walki. To jest nieco inne podejście, bardziej jogiczne. W ten sposób pracuje się z ciałem.

Źródło głosu w głowie

Jeśli chodzi o źródło głosu w głowie, to jest to związane z naturą umysłu i jest trochę bardziej skomplikowane.

W buddyzmie jak mówimy o umyśle, to nie mówimy o jakiejś rzeczy, a o aktywności umysłowej, która przejawia się jako myślenie, widzenie, odczuwanie emocji. Jest bardzo, bardzo szeroka. To co się w niej dzieje, to powstawanie pewnego rodzaju mentalnego hologramu. Na przykład, gdy coś widzimy światło uderza ono w źrenicę, wyzwala elektryczne impulsy i chemiczne reakcje w neuronach i w rezultacie powstaje jakby mentalny hologram tego jak ktoś wygląda. Ale jest to tylko hologram. Powstaje z tych wszystkich chemicznych i elektrycznych impulsów.

Ale hologramy nie są jedynie wizualne. Mogą być też dźwiękami, jak słowa. Nie słyszymy całego zdania w jednej chwili – słyszymy po kawałeczku, jeden kawałek na jedną chwilę, a jednak powstaje hologram całego zdania i rozumiesz co ono mówi. Podobnie mamy mentalne hologramy w formie emocji, mentalne hologramy w formie myśli i również mentalne hologramy w formie werbalizacji – ten głos. Te rzeczy powstają same. Działa tu pewne poznawanie. Tym właśnie jest widzenie, myślenie, czucie. I ta mentalna aktywność dzieje się bez żadnego „ja”, które byłoby odrębne od tego i by widziało, czy kontrolowało, czy wywoływało. To dzieje się samo. Tak więc częścią tego mentalnego hologramu są myśli o „ja” – „Ten głos to ja.” Kto myśli? Ja myślę. Ale to nie ty kto myśli – ja myślę. Jest to tylko część tego całego procesu hologramów.

Jakie jest źródło tego głosu w głowie? Jest to tylko jedna z cech mentalnej aktywności. I w ten sposób nie działa cała mentalna aktywność. Ten głos nie brzmi przez cały czas i wątpię, by dżdżownica myślała przy pomocy takiego głosu. A dżdżownica z pewnością ma mózg, ma umysł, widzi rzeczy i robi różne rzeczy.

Jak o tym pomyślimy to robi się to bardzo interesujące. Hologram dźwięku głosu jest jakąś formą komunikacji, nieprawdaż? Jest to rodzaj konceptualizacji, który wyraża myśl w formie mentalnego brzmienia głosu. Mamy tu ciekawą kwestię: Czy ktoś kto jest niemy i głuchy od urodzenia i nie ma jakiegokolwiek pojęcia o dźwięku – czy ma ten głos w głowie, czy też myśli w kategoriach języka migowego? To bardzo interesujące pytanie na które nigdy nie znalazłem odpowiedzi.

Bez względu na to czy to głos, czy język migowy, czy cokolwiek innego, czy jak sobie myśli dżdżownica – powstaje złudzenie, że jest za tym odrębne „ja”, które mówi, siedzi przy pulpicie sterującym, a informacja biegnie z oczu i pojawia się na ekranie, i jest mikrofon i to „ja” gada i naciska guziczki wprawiające ręce i nogi w ruch. To jest całkowite złudzenie. Ale to jest tego rodzaju „ja” siedzące za pulpitem sterującym o którym słychać „Och, co też ludzie o mnie pomyślą?” i „Co teraz powinienem zrobić?” O to się martwimy, o to „ja” przy pulpicie sterującym.

Gdy sobie zdamy sprawę, że to „ja” jest złudzeniem, to nie mamy się o co martwić. Mówimy, działamy. Oczywiście, że to ja: mówię, działam. A jak ludziom się to nie podoba, to im się nie podoba. I co z tego? Budda wszystkich nie zadowolił. Nie wszyscy go lubili, czego więc oczekiwać ode mnie? My po prostu posługujemy się rozumieniem, miłością i współczuciem, i działamy. I tyle. I nie martw się: „Co oni sobie o mnie pomyślą?” Choć to nie takie proste, jak się mówi.

Panowanie nad sobą, gdy inni się gniewają

Gdy ktoś się na nas gniewa, to jak możemy panować nad sobą?

Zasadniczo widzimy, że takie osoby są jak małe dzieci. Kiedy dwulatek się gniewa na nas jak mu mówimy „Czas do łóżka” i mówi „Nienawidzę cię, jesteś okropny” a potem się bardzo, bardzo awanturuje, czy wpadamy w gniew? No cóż, niektórzy ludzie wpadają w gniew, ale to tylko dwulatek, czego można się po nim spodziewać? Próbujesz taką osobę uspokoić. Postępuj łagodnie, tak jak z dwulatkiem. Pomyśl o tym: „Jak postępować z takim dwulatkiem?” Zazwyczaj gdy dwulatek się tak okropnie zachowuje, to się go podnosi, bierze w ramiona i jest się dla niego czułym i on się uspokaja, nieprawdaż? Krzyczenie na niego sprawia, że krzyczy głośniej. Ludzie są takimi dużymi dziećmi.

Myślę, że może na tym zakończymy. Bardzo dziękuję.

Top