Kierowanie odradzeniem się: tybetański system tulku

Poproszono mnie, abym tego wieczora powiedział kilka słów o tym, w jaki sposób można pokierować swym odrodzeniem. Rzecz jasna, nie chodzi tu o to, aby odrodzić się jako bogaty właściciel wspaniałej nadmorskiej willi wypełnionej liczną służbą, lecz raczej o odrodzenie jakie może mieć miejsce w systemie reinkarnowanych lamów istniejącym w buddyzmie tybetańskim. Lamowie tacy zwani są po tybetańsku tulku (sprul-sku), a zwraca się do nich używając tytułu Rinpocze (rin-po-cze). Jednakże nie wszyscy rinpoczowie są reinkarnowanymi lamami, którzy kierowali swoim odrodzeniem, do opatów klasztorów również zwraca się tym tytułem.

Tło historyczne

Co ciekawe, system podobny do systemu lamów (bla-ma, wielki nauczyciel) będących w stanie kierować swym odrodzeniem istnieje nie tylko w buddyzmie, szczególnie w buddyzmie tybetańskim, lecz również w bon, które jest pierwotną religią Tybetu. Co więcej, w trakcie mojej podróży do Kazachstanu, leżącej niedaleko Tybetu republiki Azji Środkowej, dowiedziałem się, ku mojemu wielkiemu zdumieniu, że również i tam istnieje podobny system reinkarnowanych nauczycieli w islamskiej tradycji sufi.

System kierowania swoim odrodzeniem jest bardzo mocno związany praktyką buddyjską, a w szczególności z praktyką tantry. Można go napotkać nie tylko w samym Tybecie, ale również wszędzie tam gdzie istnieje buddyzm tybetański. Jest on obecny we wszystkich regionach Himalajów, a także na obszarach zamieszkiwanych przez Mongołów. Sufi w Kazachstanie przejęli go właśnie od Mongołów; a jego funkcjonowanie w bon jest bardzo podobne do tego jak odbywa się to w tradycji buddyjskiej. Mówimy więc o wielkim obszarze kulturowym, wewnątrz którego rozwinął się ów właśnie system reinkarnowanych lamów. Zazwyczaj uważa się ich za największych nauczycieli w danym regionie i zwykle mają oni pod sobą jakiś klasztor, w którym są najważniejszym lamą, głównym nauczycielem takiego klasztoru.

Uzyskanie kontroli nad odradzaniem się

Jest wiele przeróżnych spraw, które można by omówić w kontekście systemu reinkarnowanych lamów, ale zacznijmy najpierw od tego jak to się robi. W buddyzmie, mówimy o tym, że wszystkie istoty nieustannie się odradzają i że normalnie nie ma się żadnej kontroli nad tym procesem. Odrodzenie, które przyjmujemy odpowiada umysłowi oraz stanowi umysłu, jaki mieliśmy w czasie naszego poprzedniego życia, w szczególności w chwili śmierci, a także sile skutków naszego działania i uczynków, jakich dokonywaliśmy w życiu oraz zachowań w jakie się angażowaliśmy. Można więc powiedzieć, że jest to nieco kompulsywne, w takim sensie, że w wyniku naszych poprzednich nawyków, naszych poprzednich wzorców zachowań, jesteśmy przyciągani przez specyficzne okoliczności odrodzenia. Lecz jeśli naprawdę chcemy pomagać innym, co w buddyzmie, w szczególności w buddyzmie mahajany, jest naszym celem, nie chcemy pozwolić, by jedynie siła nawyku w bezwiedny sposób przyciągała nas do danych okoliczności odrodzenia. Pragniemy, by w przyszłości podążać ku okolicznościom, w których będziemy mogli służyć innym najlepszą możliwą pomocą.

Wiecie pewnie, że – jak to się czasami zdarza – ktoś może mieć najlepsze intencje, by na przykład pomóc dzieciom odrobić zadania domowe, czy zrobić coś podobnego, ale w telewizji jest akurat mecz piłki nożnej i choć ktoś taki ma mocne pragnienie pomocy dzieciom, czy też zrobienia czegoś w domu, ale w kompulsywny, bezwiedny sposób, przyciąga go telewizor. Podobnie, nawet żywiąc mocne pragnienie, aby w przyszłych żywotach pomagać innym, jeśli nasze przywiązanie i nawyki są bardzo mocne, wówczas, podobnie jak w wypadku osoby przyciąganej w magnetyczny sposób, by obejrzeć mecz w telewizji, będziemy w kompulsywny sposób przyciągani do różnych okoliczności odrodzenia, które nie koniecznie muszą sprzyjać niesieniu innym pomocy.

W ten sposób w kompulsywny i bezwiedny sposób mogą nas przyciągnąć bardzo przyjemne okoliczności odrodzenia, bądź odrodzenie, które wcale nie będzie przyjemne. Zależy to od tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Przypomina to trochę bycie pijanym. Gdy jest się pijanym nie ma się w istocie zbyt wiele kontroli – może nas wciągnąć wesoła zabawa i wspólne śpiewy z przyjaciółmi, albo możemy też dać się wciągnąć w jakąś bijatykę. Zależy to właśnie od naszych nawyków. W podobny sposób, gdy umieramy, w bardzo dużej mierze tracimy kontrolę – jest wówczas znacznie trudniej, niż wtedy gdy jest się pijanym – i jeśli nie zrobiliśmy nic, aby się na tę sytuację odpowiednio przygotować, może się tak stać, że w wyniku nawyków zostaniemy znowu przyciągnięci ku bardziej przyjemnym, bądź też gorszym okolicznościom odrodzenia w przyszłym życiu.

Jeśli zatem naprawę chcemy być w stanie pomóc innym, musimy w jakiś sposób zyskać kontrolę nad procesem śmierci i odrodzenia, tak aby w przyszłości móc skierować się ku okolicznościom bardziej sprzyjającym pomaganiu innym. Aby móc to zrobić, aby uzyskać pewien rodzaj kontroli nad swoim odrodzeniem, nie trzeba być Buddą, całkowicie oświeconą istotą. W procesie naszego rozwoju duchowego jest wiele etapów, na których możliwe jest kierowanie swoim odrodzeniem. Przyjrzyjmy się więc nieco teorii tego jak to się robi, gdyż jest ona dość ciekawa. Ponadto może być ona dla nas pewnego rodzaju zachętą, gdyż uświadomimy sobie, że również i my sami będziemy w stanie to zrobić.

Ciała Buddy

Jako Budda, a nim chcemy się stać, mamy to, co zwie się różnymi ciałami (sku, w sanskrycie kaya, ciało). Jeśli chodzi o nasze umysły, stają się one ciałem wiedzy, czy też ciałem mądrości. Mamy też fizyczne ciała, poprzez które pomagamy innym. Przykładem często używanym do opisania tego są słońce i księżyc. Słońce i księżyc przejawiają się na niebie. Słońce ma swoje podstawowe światło, ciepło itd., i przejawia się w takiej właśnie formie. Tak więc światło, ciepło i energia, są wszystkie cechami i aspektami, poprzez które słońce przejawia się na niebie. Przejawienie się słońca czy księżyca na niebie można zatem uznać za ich podstawowe przejawienia, lecz przejawiają się one również w swych odbiciach, które można zobaczyć w różnych zbiornikach wodnych na powierzchni ziemi.

Tak więc gdy patrzymy na fizyczne przejawienie Buddy, postrzegamy jego podstawowe przejawienie, znane w sanskrycie jako sambhogakaja (longs-spyod rdzogs-pa’i sku, longs-sku, ciało pełnego wykorzystania). Jest ono fizycznym ciałem, które w dosłownym sensie może w pełni wykorzystać wszystkie nauki. Jednak przejawienie to jest bardzo subtelne i większości ludzi bardzo trudno jest je zobaczyć. Aby rzeczywiście je ujrzeć, trzeba być na bardzo wysokim poziomie urzeczywistnienia. Natomiast jego emanacje, jak w przykładzie z odbiciami słońca i księżyca w zbiornikach wody, są czymś co ludzie mogą łatwiej zobaczyć. Te właśnie emanacje czy też odbicia podstawowego ciała, bardziej subtelnego ciała Buddy, zwane są w sanskrycie nirmanakaja (sprul-sku, ciało emanacji; ciało przejawione) – jest to to samo słowo, którego używa się w stosunku od inkarnowanych lamów, tulku. Tak więc reinkarnowani lamowie są pewnym rodzajem manifestacji, emanacji czy też przejawienia. Jednak nie wszyscy z nich są Buddami. W istocie bardzo, bardzo niewielu z nich jest buddami.

Jest wiele różnych praktyk, które można robić, aby osiągnąć takie ciała Buddy. Na przykład – i choć analogia ta nie jest być może zbyt trafna, być może pozwoli nam lepiej to zrozumieć – może nam być trudno spotkać się z kimś takim jak Jego Świątobliwość Dalajlama osobiście, lecz wielu ludzi jest w stanie zobaczyć jak przejawia się on w telewizji. Chodzi właśnie o to, że jest to pewien rodzaj przejawienia, jak w telewizji czy w czyjejś pamięci i tak dalej, który jest bardziej dostępny niż podstawowe przejawienie. Dążymy więc do tego, aby przetworzyć siebie samych w taki sposób, by pomagać innym w tej właśnie podstawowej formie, a także w bardziej powszechnie dostępnej formie. Podobnie, możemy pomóc kilku ludziom ucząc ich, lecz gdy napiszemy książkę, którą przeczytają miliony, przejawiając się w ten sposób, można pomóc wielu ludziom, znacznie większej liczbie ludzi na bardziej zwykłym, mniej subtelnym poziomie.

Osiągnięcie ciał Buddy poprzez praktykę Anuttarajoga Tantry

Celem naszej praktyki jest osiągnięcie stanu Buddy, umysłu świadomego wszystkich istot, który wie jak pomóc każdej z nich, widzi rzeczywistość, tak abyśmy mogli przejawiać się w bardzo bezpośredni sposób, a także w bardziej powszechny sposób dla dobra wszystkich. Technika, której się do tego używa należy do najwyższej klasy tantr, będących najtrudniejszym i najbardziej złożonym rodzajem praktyki. Chodzi tu o to, w jaki sposób podstawowa struktura w zwykły sposób przenikająca nasze życie jest odzwierciedleniem bądź paralelą ciał Buddy:

  • Paralela ta staję się najbardziej oczywista w odniesieniu do śmierci. Gdy umieramy, docieramy do niezwykle subtelnego stanu, jakim jest umysł Buddy.
  • Następnie przechodzimy przez okres pomiędzy odrodzeniami, znany po tybetańsku jako bardo (bar-do). W okresie bardo przejawiamy się w ciele subtelnym.
  • A gdy już się urodzimy, poczynając od chwili poczęcia, nasze przejawienie staje się mniej subtelne.

Jest to również paralela do procesu zasypiania:

  • Gdy zasypiamy następuje przemiana – umysł staje się bardzo subtelny.
  • Wówczas, gdy śnimy, w naszych snach mamy bardzo wysubtelnione, szczególne przejawienie.
  • A gdy się budzimy mamy o wiele mniej subtelne przejawienie, pochodzące od tego bardziej subtelnego przejawienia.

A zatem w praktyce tantry staramy się praktykować rozwijanie ciał Buddy, które mogą przejawiać się w różny sposób. Czynimy to poprzez praktykę, która jest podobna do procesu umierania, stanu pośredniego i odrodzenia.

Praktyka taka ma dwie fazy. W najwyższej z nich, zwanej fazą spełnienia (rdzogs-rim), pracujemy z systemem subtelnych energii w ciele. Jej celem jest skoncentrowanie tego systemu energii w bardzo, bardzo subtelny sposób tak, aby móc go wyemanować w pewnego rodzaju formie, a następnie w mniej subtelnej formie. Ów mniej subtelny poziom określa się tym samym słowem – tulku – którego używa się także w stosunku do inkarnowanych lamów. W początkowej fazie praktyki tantrycznej, zwanej fazą tworzenia (bskyed-rim), przeprowadzamy cały ten proces w wyobraźni. Wyobrażamy sobie więc, że nasza energia staje się coraz bardziej subtelna i skupiona, a następnie przyjmuje subtelniejsze przejawienie, po czym mniej subtelne przejawienie. To mniej subtelne przejawienie nazywane jest również tym samym słowem, tulku.

Jeśli jesteśmy w stanie wykonywać ten rodzaj praktyki i rzeczywiście chcemy wykonać go właściwie, nie jest to jedynie kwestia manipulacji energiami – tak jak w przypadku wszystkich praktyk buddyjskich, to co robimy, musimy połączyć ze współczuciem i mądrością. Nasza motywacja powinna zatem wypływać ze współczucia, z pragnienia by uzyskując kontrolę nad całym tym procesem pomóc innym. Gdy umysł staje się bardzo, bardzo subtelny, chcemy wykorzystać tę okazję, aby uzyskać tak jasne zrozumienie rzeczywistości jak będzie to możliwe. Jeśli poprzez ów tantryczny proces chcemy stać się Buddą, wykorzystujemy tę podstawową, podobną do procesu śmierci i odrodzenia, strukturę jako środek do osiągnięcia stanu Buddy.

Zatem bardzo mocno pragniemy pomóc innym. Jednak jeśli chcemy faktycznie móc to zrobić, musimy przezwyciężyć nasze własne pomieszanie i nawykową kompulsywność naszego działania, nieprawdaż? Jeśli będziemy ulegać wciągającej pokusie meczów piłki nożnej, nie będziemy w stanie pomagać innym. Musimy zatem rozwinąć bardzo silne pragnienie niesienia im pomocy, a także mieć głęboką mądrość, aby zrozumieć, że „mecz to tylko mecz i nie jest to przecież najważniejsza rzecz na świecie. To kim jestem, cała moja tożsamości nie zależy przecież od zwycięstwa drużyny, której kibicuję. Również moje poczucie wartości, jako człowieka, nie zależy od tego czy moja ukochana drużyna wygra czy przegra. Jak więc najlepiej przezwyciężyć ten nawykowy, kompulsywny pociąg do telewizji? Trzeba się w sobie zebrać i skupić cały mój umysł. Nasz umysł jest rozbiegany i lata na wszystkie strony – jest na boisku piłkarskim. Chcemy więc doprowadzić go do bardzo, bardzo subtelnego stanu, wycofanego od tego wszystkiego, jak gdyby odciągnął go magnes. Jest to podobne to tego, co dzieje się w czasie śmierci lub w trakcie zasypiania – umysł wycofuje się od swego kompulsywnego zaangażowania w rozmaite szalone, dziejące się naokoło rzeczy. Gdy jest się skupionym i spokojnym na tym bardzo subtelnym poziomie, w pewnym sensie jest się w stanie wytwarzać swoją energię w określony sposób: „w porządku, pomogę teraz mojemu dziecku”. Tak właśnie energia przybiera niejako pewną formę. W taki sposób nasza energia umysłu nabiera pewnego kształtu. Wówczas, na skutek tego wewnętrznego kształtu energii, tego w jaki sposób jest ona w nas sformułowana, na mniej subtelnym poziomie, wstajemy i robimy to, co zamierzaliśmy, czyli pomagamy naszemu dziecku.

Tak więc mamy równoległą strukturę robienia tego w wyobraźni, robienia tego dzięki naszemu systemowi energii (choć nie udaje nam się tego zbyt dobrze utrzymać), a następnie robienia tego całkowicie jako Budda. We wszystkich tych przykładach, czy robiąc to w wyobraźni, czy przez systemem energii, czy jako Budda, ów mniej subtelny poziom przejawiania się postaci zwany jest tulku. Jak już mówiłem, tulku jest także słowem na inkarnowanego lamę. Inkarnowany lama, czyli tulku, jest więc kimś, kto był w stanie wytworzyć tego rodzaju emanację na którymkolwiek z tych trzech poziomów. Ktoś taki mógł zrobić to na poziomie wyobraźni, swoim systemem energii, lub po prostu jest Buddą. Za życia ktoś taki może praktykować to w czasie medytacji, a także we śnie i w snach, gdzie sytuacja jest podobna – stawanie się najpierw subtelnym, a następnie coraz mniej i mniej subtelnym. Za życia robi się to medytując w sposób podobny do procesu śmierci, czy też pracując ze snem i snami. Jeśli robi się to jeszcze za życia, gdy coś bardzo podobnego wydarzy się w chwili śmierci, jest się w stanie wykorzystać tę sytuację, gdyż do pewnego stopnia ma się kontrolę.

Medytujemy więc i ćwiczymy się w doświadczaniu tego jak umysł staje się naprawdę subtelny, wykorzystując ten stan, aby ujrzeć rzeczywistość, a następnie skierować go, by przyjął pewien poziom przejawienia, po czym mniej subtelnego przejawienia. To właśnie praktykujemy w trakcie medytacji. Podczas życia wykorzystujemy sen jak okazję, by to praktykować, bowiem gdy zasypiamy umysł w naturalny sposób staje się bardziej subtelny – gdy śnimy w naturalny sposób przejawiamy się w bardziej subtelny sposób, a gdy budzimy się przejawiamy się w mniej subtelny sposób. W procesie snu, w trakcie śnienia i budzenia się dzieje się to naturalnie.

Przechodzimy więc przez proces snu itd. w bardzo świadomy sposób, wykorzystując tę sytuację do pogłębienia naszej praktyki w dążeniu do stania się Buddą. Mówiąc bardzo prosto, w tym procesie mamy bardzo subtelny umysł Buddy, który ma wszystkie te poziomy przejawiania się. Dzięki temu, że jesteśmy dobrze obeznani z tym procesem, zarówno w medytacji jak i we śnie, jesteśmy w stanie prowadzić ten sam rodzaj praktyki, gdy rozpocznie się proces umierania. Możemy doświadczyć śmierci, stanu pośredniego i odrodzenia w sposób podobny do tego, w jaki doświadczaliśmy snu, śnienia i budzenia się, gdy praktykowaliśmy ten proces za życia. Umożliwia to nam kierowanie naszym odrodzeniem w kontekście stawania się reinkarnowanym lamą.

Jest oczywiście również możliwe, że ktoś naprawdę jest Buddą. Jako Budda, można wyemanować siebie w rozmaitych przejawach i przyjmować rozmaite formy odrodzenia, nie trzeba więc wykonywać praktyki medytacji w chwili śmierci, gdyż ma się całkowitą kontrolę nad tym procesem. Jednakże, jak już mówiłem, bardzo, bardzo mało ludzi jest Buddami. Jedakże, gdy praktykujesz ścieżkę tantryczną, by stać się Buddą, choć możesz nie mieć jeszcze pełnej kontroli nad całym tym procesem, możesz na niego znacząco wpływać – większość tulku jest na takim właśnie poziomie.

Wymagania dotyczące stworzenia linii tulku

Jeśli nie jest się jeszcze Buddą, aby utworzyć linię tulku (reinkarnujący się lama numer jeden, jego następne odrodzenie, kolejne odrodzenie, jeszcze kolejne, itd.) potrzeba zasadniczo trzech rzeczy. Po pierwsze, potrzebna jest nam, bardzo, bardzo silna bodhiczitta. Jest ona motywacją, która kieruje cały nasz umysł, serce i energię w kierunku stania się Buddą, by móc pomagać wszystkim najlepiej jak tylko można.

Następnie potrzebne są silne modlitwy i życzenia, które niejako popychają naszą energię w kierunku umożliwiającym przejawienie się w takich okolicznościach, w jakich będzie się mogło najlepiej pomagać innym. Aby to mogło się wydarzyć, trzeba tego chcieć. Modlitwa oznacza w tym kontekście skierowanie naszych energii w określonym kierunku, a kierunkiem tym jest powrócenie w przyszłym życiu w takiej formie, w takiej rodzinie, w takiej sytuacji itd., które będą stwarzać najlepsze okoliczności by pomagać innym. Modlitwa taka nie oznacza, że modlimy się do Boga, do Buddy, czy kogoś innego na zewnątrz. Jest ona po prostu ukierunkowywaniem naszych własnych energii: „obym miał jasność umysłu, aby móc kogoś zrozumieć i mu pomóc”. Nie zwracamy się z prośbami do nikogo na zewnątrz, aby nas czymś obdarzył. To my sami podejmujemy mocną decyzję, że zrobimy to sami. W istocie podejście takie, nie jest wcale obce naszemu sposobowi myślenia, gdyż jest to coś, co normalnie robimy; nie jest to więc czymś niezwykłym, obcym naszej naturze. Na przykład, gdy jesteśmy bardzo zmęczeni, a nasze dziecko właśnie czegoś od nas chce, poprzez wyrażenie mocnego życzenia jesteśmy w stanie obudzić w sobie energię, by mu pomóc. Być może nie formułujemy takiego życzenia w bardzo świadomy sposób, ale po prostu mówimy sobie: „muszę zaopiekować się moim dzieckiem”, dodając sobie w ten sposób energii. W takim stwierdzeniu jest wyraźna intencja i określony kierunek. Z punktu widzenia buddyzmu tybetańskiego, modlitwa jest dokładnie tym samym.

Potrzebne są nam więc silna motywacja bodhiczitty i modlitwa. Trzecia potrzebna rzecz to pewne umiejętności czy też pewien poziom osiągnięcia – albo w trakcie fazy tworzenia praktyki tantrycznej, co oznacza, że jest się w stanie zrobić to, co opisywaliśmy na poziomie wyobraźni bądź też w fazie spełniającej, co oznacza, że jest się faktycznie w stanie zrobić to swoim systemem energii. Tak więc, by uzyskać pewną kontrolę nad swoim odrodzeniem, wystarczy prowadzić tę praktykę w czasie śmierci. To wystarczy.

Aby to zrobić, nie trzeba być więc Buddą. Nie trzeba nawet mieć bezpośredniego doświadczenia pustki, czy rzeczywistości. Oczywiście, trzeba mieć pewne jej zrozumienie, ale nie musi to być bezpośrednie niekonceptualne doświadczenie pustki. Tak więc zapoczątkowanie linii tulku nie jest aż tak bardzo trudne. W rodzinie buddyzmu tybetańskiego jest około tysiąca tulku – jedni z bardziej znanych, to lamowie tacy jak Dalajlama czy Karmapa, ale także wielu innych.

Gdy uważnie przyjrzymy się wszystkim warunkom wstępnym, najtrudniejszym z nich jest wielka i całkowicie pełna bodhiczitta. To jest chyba najtrudniejsze. Gdy ma się tego rodzaju bodhiczitę, wówczas całkowicie, ale absolutnie całkowicie wszystko, skierowane jest ku oświeceniu: „muszę stać się Buddą, aby wszystkim pomagać. Muszę móc uzyskać kontrolę nad swymi odrodzeniami”. Taka motywacja pozwoli nam w chwili śmierci pokonać lęk, który zwykle wytrąca z równowagi większość ludzi, co powoduje, że tracą kontrolę. Można mieć doskonałe umiejętności techniczne w wykonywaniu wizualizacji, czy nawet mieć techniczne umiejętności manipulowania systemem energii w ciele, lecz bez bodhiczitty w chwili śmierci możemy się przestraszyć i stracimy kontrolę. Gdy nasze serce jest naprawdę poruszone trudnościami, których ludzie doświadczają w tym świecie – do tego stopnia, że cały nasz umysł całkowicie wypełniają myśli, że „muszę zachować spokój w czasie procesu umierania” wówczas będziemy w stanie to zrobić i pomóc w ten sposób innym. Wtedy, w chwili śmierci, nie doświadczymy lęku, który, nawet gdybyśmy mieli umiejętności techniczne, spowodowałby, że się zagubimy i nie zrobimy nic. Również nieustannie się modlimy, co oznacza, że wciąż i wciąż usiłujemy kierować naszą energię w tę stronę: „Obym był w stanie to zrobić, muszę zebrać wszystkie siły, aby tego dokonać”.

Uzyskiwanie kontroli w codziennych sytuacjach

Możemy posłuchać tego wykładu jako źródła ciekawych informacji na temat systemu tulku w społeczeństwie tybetańskim. Jednak jeśli chcemy pójść o krok dalej, możemy potraktować te informacje jako bardzo ważne wskazówki, które możemy zastosować do siebie samych, gdyż w bardzo jasny sposób ukazują nam jak można przezwyciężyć lęk. Sposobem na przezwyciężenie lęku jest bodhiczitta i bardzo żarliwe modlitwy.

Na przykład, wyobraźmy sobie, że w naszym domu wybucha pożar i bardzo boimy się ognia, lecz w środku uwięzione jest nasze dziecko. Jeśli naprawdę martwimy się o nasze dziecko i naprawdę nam na nim zależy, wówczas choć ogień budzi w nas lęk, nie będziemy się go bać – pokonaliśmy lęk. W takiej sytuacji – a przypomina ona przykład, skupienia energii i wyemanowania jej na zewnątrz – bierzemy głęboki oddech, zbieramy się w sobie, następnie nadajemy strukturę energii, która ma wyjść na zewnątrz i wbiegamy do ognia by ratować dziecko. Jest to podobne do wchodzenia w śmierć. Aby móc dokonać tego w życiu, nie musimy oczywiście przechodzić przez takie traumatyczne sytuacje jak pożar.

Jest wiele bardzo przerażających sytuacji z którymi stykamy się w naszym życiu. Niektóre z nich są bardzo zwyczajne i wielu ludzi ich doświadcza. Gdy masz nowo narodzone dziecko, kiedy pierwszy raz trzymasz je na rękach i zabierasz je do domu, jesteś absolutnie przerażony: „Nie wiem co robić, boję się, że je upuszczę”. Nie oznacza to jednak, że nie jesteś w stanie przezwyciężyć tego lęku. A jak to robisz? Poprzez mocne pragnienie pomocy dziecku. To o czym tu mówiliśmy pokazuje jak przezwyciężać lęk gdy pojawia się on w jakiejkolwiek innej trudnej sytuacji, która może pojawić się na przykład w pracy, w związku, czy też gdziekolwiek indziej. Gdy wówczas pojawia się mocny lęk, jesteśmy w stanie wyemanować siebie samego tak, by najlepiej, jak to możliwe w danej sytuacji, pomóc innym. Kształtujemy naszą energię, a czyniąc to nadajemy formę temu, co faktycznie robimy naszym fizycznym ciałem. Działamy więc najpierw na subtelnym poziomie, a następnie na mniej subtelnym, materialnym poziomie. Jesteśmy w stanie ukształtować naszą energię, opanowując się w oparciu o pewien rodzaj odczucia rzeczywistości: „Nie ma czego się bać. W środku, w domu jest dziecko” itd. Jest się wówczas w stanie nadać kształt swojej energii. Ale aby faktycznie móc to wszystko zrobić, trzeba mieć wpierw silną motywację – miłość, troskę, współczucie itd.

Tego właśnie możemy nauczyć się z systemu tulku. Wszystko to nie jest nam aż tak bardzo obce. Jest to po prostu pewna metoda.

Jak odnosić się do tulku na Zachodzie

Musimy wyraźnie odróżnić buddyjski sposób odnoszenia się do nauczyciela, w tym przypadku do tulku, od traktowania nauczyciela wypływającego z tybetańskiego sytemu kulturowego. Społeczeństwo w Tybecie miało tradycyjnie średniowieczny charakter. To, że w swoim charakterze było ono średniowieczne, nie oznacza wcale nic negatywnego, taka była po prostu tamta rzeczywistość. Zasady rządzące średniowiecznym społeczeństwem wynikają ze związków i relacji między ludźmi na różnych poziomach. Zasady te opierają się na lojalności i służbie z jednej strony, a ochronie i opiece z drugiej. Tulku w Tybecie zarządzali klasztorami i regionami. Większość z nich stanowili mnisi, ale nie wszyscy z nich byli mnichami – bycie mnichem nie było konieczne. I choć większość z nich było mężczyznami, nie wszyscy byli mężczyznami, były wśród nich również kobiety. Ich pozycja przypominała tę, jaką mieli średniowieczni władcy – oferowali duchową, a czasem również i materialną ochronę mieszkańcom swoich okręgów. Ludzie zwracali się do nich z prośbą o rady i pomoc w przeróżnych sprawach, a ich wzajemne relacje miały w dużej mierze średniowieczny charakter bycia bardzo lojalnym i bardzo posłusznym. Ten rodzaj relacji wymieszał się z buddyjskimi naukami dotyczącymi tego, że swego nauczyciela powinno się traktować jak Buddę.

W przypadku ludzi Zachodu odnoszących się do współczesnych nauczycieli tybetańskich jest niezwykle ważne, aby postępować zgodnie z nauką buddyjską, z buddyjskim aspektem takiej relacji. Nie ma najmniejszej konieczności podążania za jej średniowiecznym aspektem. Nie oznacza to bynajmniej, że w tybetańskim średniowiecznym sposobie odnoszenia się do siebie jest coś negatywnego. Funkcjonowało to bardzo dobrze w ich społeczeństwie, ale sposób ten nie jest odpowiedni w naszych społeczeństwach i dla naszych relacji z tulku.

Istnieje wiele, wiele różnych kwestii związanych z tulku, które można by omawiać w kontekście tybetańskiego społeczeństwa. Jak już mówiłem, wiele z nich może budzić wiele niejasności i powodować pomieszanie. Nie wszyscy tulku są Buddami – prawie żaden z nich nie jest w gruncie rzeczy Buddą – jest to jednakże zupełnie inna kwestia od kwestii dotyczącej widzenia swojego nauczyciela jako Buddy. Jest to kompletnie inna sprawa i temat ten zostanie omówiony w trakcie weekendu, a teraz powiem o tym tylko kilka słów.

Jeśli chcemy podejść do naszej buddyjskiej praktyki bardziej praktycznie i realnie, jedną z głównych rzeczy, co do których powinniśmy mieć dużą jasność jest relacja, jaką mamy z naszym nauczycielem. Gdy ktoś widzi swojego nauczyciela jako Buddę, w gruncie rzeczy stanowi to umowę z takim nauczycielem, w której stwierdzamy, że tak naprawdę nie ma znaczenia, co on mówi czy robi, ani dlaczego robi to co robi, czy też mówi, to co mówi, gdyż dla nas jest Buddą. Oznacza to, że będziemy patrzeć na wszystko co robi nauczyciel, tak jak gdyby były to nauki. Wcale nie znaczy to jednak, że stajemy się przez to jak szeregowy w wojsku: „Ty jesteś generałem, a ja będę wykonywał twoje rozkazy”. Chodzi raczej o to, że „Będę widział wszystko, co robisz jako sposób, aby pomóc mi się rozwinąć i stać się Buddą”.

Sprawę tę świetnie ilustruje pewien klasyczny przykład. W jednym ze swych poprzednich żywotów, Budda był uczniem pewnego nauczyciela, który pewnego razu nakazał swoim uczniom, aby zaczęli dla niego kraść. Wszyscy oni odpowiedzieli: „Tak Panie”! Wszyscy, za wyjątkiem Buddy, poszli kraść dla nie kradzenia. Jedynie Budda udał się do swego pokoju. Ów nauczyciel poszedł do Buddy i zapytał go: „Dlaczego nie poszedłeś kraść dla mnie? Czyż nie chcesz mnie uszczęśliwić?” Budda odrzekł: „Jakże kradzież może kogokolwiek uszczęśliwić?” „Aha!” wykrzyknął wówczas ów nauczyciel, „Tylko ty jeden pojąłeś tę lekcję”.

Tak więc nawet, gdy nasz nauczyciel każe nam zrobić coś, co jest całkowicie niewłaściwe i szkodliwe, niezależnie od tego jaka może być jego motywacja, widzimy to jako lekcję: „On mnie uczy, by takich rzeczy nie robić”. Swego nauczyciela należałoby traktować w ten sposób, bez względu na to czy jest on tulku (jak wielu znanych nauczycieli), czy też nie. Nie ma to w tym wypadku żadnego znaczenia. Chodzi jedynie o tę samą zasadę – o to na czym opiera się taki związek.

Młodzi tulku

Powiem teraz kilka słów o tym jak odnajduje się tulku. Ci, którzy znajdują się na bardzo, bardzo wysokim poziomie są w stanie dokładnie przepowiedzieć gdzie się odrodzą i pozostawić wskazówki jak ich odnaleźć – na przykład Karmapowie pozostawiają list. Jednak w większości wypadków, poszukuje się wskazówek pochodzących ze snów wysoce urzeczywistnionych istot, lub korzysta się z nadprzyrodzonych metod, takich jak wyrocznia, która po wejściu w trans daje pewne wskazówki dotyczące miejsca, w którym można będzie odnaleźć dziecko. W Tybecie jest także jezioro, przy którym pewne wysoce urzeczywistnione istoty mogą doświadczyć wizji, jeśli udadzą się do niego i w nie spojrzą. Dalajlamowie są często odnajdywani w ten właśnie sposób – patrząc w jezioro mają wizję – lecz jest ona jedynie wskazówką, gdzie należy ich poszukiwać. Jest także bardzo ważne, aby samo dziecko dało jakaś wskazówkę co do tego kim jest. Jego Świątobliwość Dalajlama mówi, że to właśnie jest najważniejszym czynnikiem. Zazwyczaj pokazuje się dziecku przedmioty, które należały do poprzednich lamów danej linii wraz z ich replikami, a dziecko powinno wybrać właściwy przedmiot. Jest to najbardziej wiarygodny znak określający kim jest dana inkarnacja, a nie poleganie jedynie na wyroczni, snach i wizjach.

Czasami niektóre wskazówki są bardzo dramatyczne. Tak było na przykład w przypadku mojego własnego nauczyciela, Serkonga Rinpocze, który był jednym z nauczycieli Dalajlamy. Zmarł w pewnym regionie Indii, niedaleko granicy z Tybetem i odrodził się w tym samym regionie. Poprzedni Serkong Rinpocze był głównym lamą tego regionu, więc każdy miał w domu jego zdjęcie. Gdy to małe dziecko zaczęło tylko mówić, wskazało na takie zdjęcie w domu swoich rodziców i powiedziało: „to ja”! A gdy pojawili się ludzie z jego poprzedniego domu poszukując jego nowej inkarnacji, pamiętał imię jednego z nich i rzucił się w ramiona swojego byłego służącego. Od tamtej chwili chciał już tylko odejść ze swoim byłym służącym i nie miał ochoty pozostać ze swoimi rodzicami i rodziną. Miał wówczas trzy lata. Jest to przykład bardzo jasnej i mocnej wskazówki ze strony dziecka.

Jego Świątobliwość Dalajlama mawia, że jedyną pewną rzeczą jaką można powiedzieć o młodych tulku, to, że są oni dziećmi posiadającymi ogromny pozytywny potencjał z poprzedniego życia. Jednak, aby móc rozwinąć te talenty i dobre nawyki w obecnym życiu, potrzebne są jeszcze pozytywne okoliczności. Pamiętajmy, że prawie o żadnym z tulku nie można z obiektywnego punktu widzenia powiedzieć, że jest oświeconym Buddą, niezależnie od tego, że jego właśni uczniowie mogą go jako takiego widzieć. Oznacza to, że choć owi tulku mają w sobie pozytywny potencjał, nie pozbyli się całej negatywnej karmy, więc jeśli zabraknie pozytywnych okoliczności – takich jak odpowiednie wykształcenie i tak dalej – wówczas ów pozytywny potencjał nie rozwinie się, a zamiast tego rozwinie się negatywny.

Czasami widzimy, że tulku zachowują się w bardzo nie-buddyjski, nieoświecony sposób. Czasami mogą nawet całkowicie porzucić jakiekolwiek życie religijne. Nie oznacza to, że tak naprawdę nie są oni tulku, albo że nie mają w sobie całego tego pozytywnego potencjału. Oznacza to jedynie, że okoliczności w jakich się znaleźli nie sprzyjały jego rozwinięciu. Coś podobnego ma miejsce w odniesieniu do Buddów. Jest wiele przykładów Buddów pojawiających się w ciemnych wiekach, gdy nikt nie jest skłonny do słuchania i przyjmowania ich nauk, tak więc pozostają tylko na chwilę i odchodzą. Pojawienie się jedynie na krótką chwilę może mieć pewien pozytywny wpływ, lecz pozostawanie na dłużej byłoby jedynie stratą czasu, tak więc odchodzą. Budda nie ma żadnej negatywnej karmy, tak więc negatywne rzeczy nie mogą powstać nawet z takich negatywnych okoliczności. Można dopatrzyć się tu pewnego podobieństwa – czy to w wypadku Buddy, czy w przypadku tulku, aby ich pozytywna siła mogła się rozwinąć i działać dla dobra innych potrzebne są pozytywne okoliczności. Oznacza to, że ponosimy wielką odpowiedzialność wobec młodych tulku, szczególnie tych urodzonych na Zachodzie (a jest ich już teraz wielu). Jest zatem ogromnie ważne, abyśmy zapewnili im pozytywne okoliczności, w których będą mogli otrzymać odpowiednie buddyjskie wykształcenie, wychowanie itd., dzięki czemu będą mogli rozwinąć swoje pozytywne właściwości.

Trzeba także mieć świadomość, że młodzi tulku są po prostu dziećmi. Nie są bogami. System tulku nie jest tym samym co hinduski systemu awatarów i wcale nie chodzi tutaj o to, że taki tulku jest małym bogiem, albo synem boga. Byłoby to kompletnym nieporozumieniem. Chodzi tu bardziej o to, że są oni dziećmi z ogromnym pozytywnym potencjałem i choć zachowana jest jego ciągłość od poprzednika z wcześniejszego życia, nie są oni tą samą, identyczną osobą o tej samej osobowości. Miałem zaszczyt znać wielu tulku w obu ich wcieleniach. Jedną z rzeczy, jakich młodzi tulku nie znoszą, to gdy się ich traktuje jakby byli swoimi poprzednikami. Chcą być traktowani jak osoba, którą w istocie są. Oczywiście należy im się wielki szacunek, ale trzeba im także zapewnić to, co potrzebuje każde dziecko, czyli stabilny dom, stabilną sytuację, dobre wykształcenie itd., a wówczas ich pozytywne właściwości będą mogły się rozwinąć, co przyniesie nam wszystkim wiele pożytku.

Powinienem także nadmienić, że nawet, gdy z powodu negatywnych okoliczności jakiś tulku odwróci się od życia religijnego nie oznacza to bynajmniej końca takiej linii tulku. Pozytywny potencjał z odrodzenia, które zapoczątkowało daną linię jest nadal obecny. A zatem, jeśli w odrodzeniu numer dwa nastąpi coś w rodzaju upadku, czy też ktoś taki nie będzie medytował w chwili śmierci, nie ma to znaczenia. Dzięki sile pierwotnego pozytywnego potencjału oraz pierwotnego uzyskania kontroli nad systemem, nastąpi pewien rodzaj odrodzenia w pewnej formie, jaka ponownie będzie miała pozytywny potencjał, który będzie mógł dalej się rozwijać.

W kierowaniu swoim odrodzeniem, może nastąpić etap, na którym, w zależności od poziomu naszego urzeczywistnienia, będziemy w stanie skierować swoje odrodzenie do jakiejś konkretnej rodziny czy też sytuacji. Jednakże zazwyczaj tak się nie dzieje. Zwykle jest to ogólnie sprzyjająca sytuacja – i nie ma też znaczenia jak nazywa się sama rodzina. Jeśli zatem wybieramy rodzinę, w której mamy się odrodzić, dzieje się to poprzez siłę modlitwy, gdyż wówczas bardzo mocno kieruje się swą energię ku niej: „Obym odrodził się jako dziecko w tej konkretnej rodzinie”. Takie kształtowanie energii stwarza bardzo silny związek, który może stać się częścią mechanizmu skierowania swego odrodzenia ku jakiejś konkretnej rodzinie. Jednakże, by faktycznie mieć pewność, że dana sytuacja będzie naprawdę sprzyjająca, trzeba być dalekowzrocznym i mieć niezwykłą moc przewidywania. Znacznie bezpieczniej jest więc modlić się ogólnie: „Obym odrodził się w sprzyjającej sytuacji, bez względu na to, jaka będzie to rodzina”. Tak jest znacznie bezpieczniej, gdyż skupiając się na takiej konkretnej modlitwie, nie mając bezpośredniego doświadczenia pustki, będzie ona wciąż mieszać się z przywiązaniem, a zatem i wybór konkretnej rodziny może również mieszać się z przywiązaniem, co może przesłonić jasność naszego osądu.

Kwestia ta w istotny sposób dotyczy współczucia i pomagania innym oraz starań, aby tak dalece jak to możliwe uwolnić nasze wysiłki od przywiązania. Możemy pomyśleć: „Obym mógł pomagać innym posiadając wielkiego wspaniałego Mercedesa, którym będę ich woził”. Cóż, tego typu życzenie może być nieco zmieszane z przywiązaniem. Jest zatem lepiej utrzymywać nasze życzenia otwarte – „Obym mógł pomagać innym w jakikolwiek możliwy sposób” – tym sposobem unika się niebezpieczeństwa wypływającego ze zbyt ścisłego określania sytuacji.

Wideo: Censziab Serkong Rinpocze II — „Czy system tulku jest użyteczny?” 
Aby włączyć napisy, proszę kliknąć na ikonę „Napisy” w prawym dolnym rogu ekranu. Aby zmienić język napisów, proszę kliknąć na ikonę „Ustawienia”, następnie kliknąć „Napisy” i wybrać preferowany przez siebie język.

Zakończenie

Tak pokrótce wygląda wprowadzenie do systemu tulku, reinkarnowanych lamów. Jak już wspomniałem, nie powinniśmy traktować tego jak kolejną interesującą lekcję na temat socjologii jakiejś egzotycznej kultury. Może dać nam to dużo do myślenia w odniesieniu do naszego własnego życia, umierania i odradzania się. Wszyscy odrodzimy się ponownie, zamiast więc kompulsywnie lgnąć do rzeczy – na przykład do meczu piłki nożnej w telewizji – można spróbować uzyskać nad tym procesem pewną kontrolę, co na pewno przyniosłoby znacznie więcej pożytku. Nie powinniśmy czuć zniechęcenia myśląc: „Żeby coś takiego zrobić, muszę najpierw stać się buddą”. Można to osiągnąć na znacznie wcześniejszym etapie. Oczywiście, nie jest to proste, ale nie leży też tak daleko poza zasięgiem naszych możliwości, aby było zupełnie nieosiągalne. I nie ma też zupełnie znaczenia, czy ktoś będzie nas szukał i czy ktoś na rozpozna. Jest to zupełnie nieistotne. Gdy mamy bardzo mocne pragnienie, by być w stanie pomagać innym i by zawsze znajdować się w sytuacjach, w których będziemy mogli im pomagać, będziemy wówczas w stanie stawić czoła śmierci i doświadczyć jej bez lęku, gdyż w naszym umyśle będzie bardzo wyraźny cel i kierunek, w którym będziemy chcieli podążać w trakcie budzącego lęk procesu umierania i po nim. Jak już mówiłem, pomoże to nam także stawiać czoła sytuacjom budzącym lęk w naszym życiu, a nie tylko w chwili samej śmierci. Wszystko to sprowadza się więc do bodhiczitty, owej wszechogarniającej intencji, by samemu rozwinąć się najpełniej, aby naprawdę móc pomóc innym.

Pytania

Czy macie jakieś pytania?

Czy tulku może mieć kilka form w tym samym czasie?

Tak, jest możliwe, aby tulku odrodził się w kilku formach jednocześnie, ale jest to bardzo wysoki poziom. Zależy to od poziomu.

Co się dzieje gdy rodzą się bliźniaki? Czy dzielą one ten sam umysł?

Umysły, a bardziej konkretnie, mentalne kontinua bliźniaków nie są tymi samym. Gdy jeden z bliźniaków je, nie napełnia to żołądka drugiego – nie zaspokaja to głodu drugiego. Mają oni oddzielne mentalne kontinua.

Jak długo trwa okres bardo?

W tekstach czytamy, że normalnie okres bardo pomiędzy odrodzeniami może trwać siedem dni lub czternaście dni itd., aż do czterdziestu dziewięciu dni. Ale nie musi to być koniecznie wielokrotność siedmiu. Może być to jakikolwiek moment w czasie tych czterdziestu dziewięciu dni. Tak było w przypadku mojego nauczyciela Serkonga Rinpocze. Urodził się dokładnie w dziewięć miesięcy od dnia śmierci swojej poprzedniej inkarnacji. Nie przechodził więc przez bardo, albo spędził w nim tylko kilka chwil. Było to dokładnie dziewięć miesięcy co do dnia. Nie chciał pozostawać w bardo. Nie chciał żadnej przerwy. Wskazuje to na bardzo mocną determinację. Są także inni, u których okres ten trwa znacznie dłużej niż czterdzieści dziewięć dni. Czasami może to być nawet kilka lat. W linii Karmapów – nie pamiętam który to był Karmapa – między inkarnacjami był okres kilkuletniej przerwy. Tak też się czasami dzieje. W takich przypadkach wyjaśnia się że taki tulku: „Przeniósł się i odrodził w jakieś kranie Buddy, czy innym miejscu gdzie mógł przynosić pożytek”. Są też przypadki reinkarnacji w okresie krótszym nić dziewięć miesięcy. Jest to nieco trudniej zrozumieć.

Ale czy możliwe jest, aby okres bardo trwał dłużej niż czterdzieści dziewięć dni?

Po okresie czterdziestu dziewięciu dni każdy przybiera jakąś formę. Oczywiście jeśli jest się doskonałym Buddą, nie przechodzi się przez cały ów proces bardo. Buddowie mogą pojawiać się gdzie chcą. Jednakże jeśli chodzi o to, co ma miejsce przed osiągnięciem stanu Buddy, jest to maksymalnie czterdzieści dziewięć dni, po czym musisz gdzieś się pojawić jako coś (nie koniecznie w tym świecie).

Czy Dalajlama jest Buddą czy tulku?

Dalajlama jest tulku. Jednak jak już mówiłem, tulku może być na jakimkolwiek poziomie. Więc jako Budda, też mógłby być on tulku. Jednak pytanie brzmi: Czy Dalajlama jest Buddą? Jako mój nauczyciel, jest on Buddą. Lecz czy obiektywnie jest Buddą? Cóż, jedynie Budda jest w stanie rozpoznać innego Buddę. Komuś na zwykłym poziomie jest więc bardzo trudno z całkowitą pewnością powiedzieć: „Ta osoba jest Buddą”. Oznacza to, że nie ma to w istocie znaczenia. Chodzi mi o to, że i tak nie bylibyśmy w stanie tego rozpoznać. Jednakże, bez wątpienia, Jego Świątobliwość jest jedną z najbardziej duchowo rozwiniętych istot, jakie spotkałem i to wystarczy.

Jest to bardzo ciekawe pytanie. Czy dotyczy ono Dalajlamy, Karmapy, czy kogokolwiek innego jest one ciekawe. Czy taka osoba jest rzeczywiście Buddą? Jako ludzie Zachodu przyzwyczajeni jesteśmy do konkretów. Na przykład, gdy studiujemy jakiś tybetański tekst buddyjski, możemy zapytać: „Cóż on w istocie znaczy”? Tybetański nauczyciel zapewne odpowie: „Z tego punktu widzenia znaczy on to”, ale jeśli oprzeć się na interpretacji tamtego komentarza, oznacza tamto”. Z kolej na innym poziome oznacza jeszcze tamto. Następnie przedstawi on całą listę różnych możliwości co dana rzecz może oznaczać. Jako człowiek Zachodu, powiedzielibyśmy: „Dobrze, ale cóż on naprawdę znaczy”? Sadzę, że takie podejście wynika z naszego zachodniego wykształcenia religijnego, które głosi, że jest jeden Bóg i tylko jedna prawda. Innymi słowy, że „sprawy mają się właśnie tak, a nie inaczej”.

To samo odnosi się do rozważań typu „czy ta osoba jest faktycznie Buddą”? Sprawę tę należy rozpatrzyć w kontekście pustki, ponieważ wszystko zależy od kontekstu. Punkt widzenia takiej osoby jako naszego nauczyciela jest jedną możliwą perspektywą. Jednak jest to czymś zgoła innym z punktu widzenia twojego urzeczywistnienia, czy też widzenia swego nauczyciela jako to czy tamto. Na takie pytanie nie można więc uzyskać jednoznacznej odpowiedzi, podobnie jak nie można uzyskać jednoznacznej odpowiedzi na pytanie takie jak „co ten tekst naprawdę oznacza”? Dotyczy to samej kwestii. Ludziom Zachodu trudno to jednak zaakceptować. Dlatego jedyną odpowiedzią, jaką można udzielić jest „Nie martw się tym”. To co jest naprawdę ważne to relacja z naszym nauczycielem i widzenie go w kontekście tej relacji. Zakończmy to spotkanie poświęceniem zasługi. Oby całe zrozumienie i cała pozytywna siła nagromadzona dzięki niemu stawała się coraz głębsza i stała się przyczyną osiągnięcia oświecenia dla dobra wszystkich czujących istot.

Postscriptum, Czerwiec 2013

Jego Świątobliwość Dalajlama wyjaśnił w odniesieniu konkretnie do jego własnej linii Dalajlamów, że kolejni następcy danej linii tulku, nie muszą koniecznie być kolejnymi następcami tego samego mentalnego kontinuum. Ludzie, którzy mają mocny związek z jakimś wielkim duchowym nauczycielem, na przykład będąc jego bliskim uczniem, w oparciu o mocną bodhiczittę, modlitwy i nagromadzenie pozytywnego potencjału, mogą odrodzić się jako emanacja tulku takiego mistrza. Na przykład, ktoś taki mógłby się modlić, aby móc dalej kontynuować pracę swego mistrza. Zatem gdy wielcy duchowi nauczyciele odradzają się w kilku ciałach w tym samy mniej więcej czasie (jako aspekty ciała, mowy i umysły), tacy tulku są bez wątpienia indywidualnymi istotami o indywidualnym mentalnych kontinuach. Wszyscy oni muszą być osobami o silnych duchowych związkach z danym mistrzem i musieli mieć intensywne pragnienie kontynuowania jego duchowej aktywności.

Ponadto, Jego Świątobliwość wyjaśnił, że gdy tulku w jakiejś linii uważa się za emanacje Awalokiteśwary, Mandziuśriego itd., Amitabhy, i tak dalej, mogą w samej rzeczy być emanacjami, ale mogą także być jedynie kanałami silnej inspiracji płynącej od tych Buddów, aby działać w tym świecie w ich imieniu.

Top